Krótka recenzja filmowa. "Dobry Papież"...
Tytuł oryginalny: “Il Papa buono”
Tytuł polski: “Dobry Papież”
Reżyseria: Ricky Tognazzi
Rok produkcji: 2002/2003
Gatunek: dramat, biograficzny, historyczny
Błogosławiony Jan XXIII
Produkcja, która wprawdzie nie jest nowością filmową, ale powinna zostać obejrzana właśnie teraz, kiedy oczy całego świata są zwrócone w stronę Watykanu. Kościół rzymskokatolicki doczekał się przecież nowego zwierzchnika, który - ku radości mediów - jawi się jako człowiek otwarty, życzliwy, sympatyczny i skromny. Papież Franciszek, ze względu na swój pozytywny stosunek do świata, bywa porównywany do Jana Pawła II. Trzeba jednak pamiętać, że w XX wieku był jeszcze jeden Ojciec Święty, który dał się poznać jako “równy gość”. Błogosławiony Jan XXIII, bo o nim mowa, został zapamiętany jako pogodny staruszek, posiadający ujmującą osobowość, poczucie humoru i dystans do samego siebie.
To właśnie o tym biskupie Rzymu, nazywanym potocznie Dobrym Papieżem, opowiada dzieło Ricky'ego Tognazziego. Produkcja jest biografią w pełnym tego słowa znaczeniu: ukazuje całe życie Jana XXIII, od jego dzieciństwa (przypadającego na wiek XIX) aż do śmierci (w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych XX wieku). Film, z przyczyn oczywistych, jest bardzo długi. Trwa trzy godziny zegarowe (stąd forma miniserialu, tzn. podział na dwie półtoragodzinne części). W rolę Angela Roncallego, późniejszego Dobrego Papieża, wciela się trzech aktorów. Najważniejszy z nich to Bob Hoskins - Brytyjczyk z dużym dorobkiem artystycznym. Odtwarza on starość, a więc i pięcioletni pontyfikat Jana XXIII.
Roncalli - oświecony i kontrowersyjny
Pierwsze minuty dzieła Ricky'ego Tognazziego ukazują końcówkę życia Dobrego Papieża. Angelo Roncalli jest ciężko chory, powoli umiera na raka, ale nadal wykazuje zainteresowanie innymi ludźmi. Mówi o konieczności miłowania zarówno osób wierzących, jak i niewierzących. W tym samym czasie jeden z kościelnych hierarchów pisze do Jana XXIII osobisty list. Niedługo potem następuje retrospekcja: oczom widzów ukazuje się dzieciństwo głównego bohatera. Mały Angelo sprawia wrażenie dziecka niezwykle pobożnego, ale dostrzegającego skostnienie katolickiej tradycji. Delikatnie daje dorosłym do zrozumienia, że nie widzi sensu bezmyślnego “klepania” łacińskojęzycznych modlitw.
Chłopiec uwielbia się uczyć, jest zafascynowany historią i potrafi ją samodzielnie interpretować. Przejmuje się faktem, że ludzie przez wieki padali ofiarą przemocy i niesprawiedliwości. Zachęca dziewczynki i kobiety, żeby również zaczęły się edukować. Po latach realizuje swoje największe marzenie: wstępuje do seminarium. Zachowuje jednak otwarty umysł i buntowniczą postawę. Popiera dyskusje z przeciwnikami światopoglądowymi. Odrzuca fanatyzm. Sprzeciwia się dyskryminowaniu ludzi ze względu na pochodzenie. Pamięta o ubogich i cierpiących. Ma zdolności dyplomatyczne. Doprowadza do porozumienia między wojującymi socjalistami i konserwatywnym biskupem.
Roncalli szybko staje się człowiekiem kontrowersyjnym. Z jednej strony, podbija serca wielu osób, zarówno świeckich, jak i duchownych. Z drugiej - zaczyna irytować tradycjonalistów o dziewiętnastowiecznej mentalności. Jego modernistyczne poglądy tak bardzo rzucają się w oczy, że nieżyczliwy kardynał składa na niego donos do papieża Piusa X. Bohater kontynuuje wprawdzie karierę, ale już do końca życia pozostaje człowiekiem wzbudzającym skrajne emocje. Czas mija. W życiu Roncallego dzieje się bardzo dużo. Pod koniec lat pięćdziesiątych postać zostaje Namiestnikiem Chrystusa. Duchowny, już jako Ojciec Święty, podejmuje odważną decyzję: zwołuje sobór w celu unowocześnienia Kościoła…
Niezły film (ale stronniczy)
Telewizyjna biografia Jana XXIII, stworzona przez Ricky'ego Tognazziego, to niezły film. Nie jest, oczywiście, arcydziełem, ale została nakręcona starannie i umiejętnie. Sceny, ukazujące dzieciństwo i młodość Angela Roncallego, wydają się odrobinę nudne. Mimo to, “Dobrego Papieża” przyjemnie się ogląda. Niektóre fragmenty są wzruszające i mogą doprowadzić odbiorców do łez. W pewnym momencie produkcja staje się sensacyjna. Chodzi o długą sekwencję ukazującą wojenne losy przyszłego Ojca Świętego. Wielkie ryzyko, walka z czasem, gra o najwyższą stawkę… Trzeba przyznać, że sceny, w których Roncalli ujawnia swoją przebiegłość i inteligencję, robią piorunujące wrażenie. Ale rekonstrukcja wizyty Jana XXIII w rzymskim więzieniu także jest piękna, przejmująca i świetnie zrealizowana. To samo można powiedzieć o scenie, w której papież dowiaduje się o swojej ciężkiej chorobie.
“Il Papa buono” to produkcja zdecydowanie stronnicza. Reżyser jednoznacznie opowiada się za modelem katolicyzmu proponowanym przez Roncallego i jego sprzymierzeńców. W filmie istnieje wyraźny podział na dobrych, wyrozumiałych modernistów i złych, zacofanych tradycjonalistów. Perfidia tych ostatnich sięga zenitu przed konklawe w 1958 roku, kiedy to jeden z kardynałów mówi, że Roncalli byłby doskonałym papieżem, bo… jest stary, schorowany i pasuje na “przejściowego” biskupa Rzymu. Angelo to bohater wyidealizowany: mądry, asertywny, szlachetny i wielkoduszny. Postać zachwyca łagodnością, serdecznością, prostotą i humanizmem. Czy wizja Tognazziego nie jest naiwna i przesłodzona? Skąd pewność, że Jan XXIII był człowiekiem bez skazy? Co należy myśleć o reformie Kościoła zapoczątkowanej przez tego Namiestnika Chrystusa? Takie pytania można by mnożyć…
Odwilż czy lejdigagizacja?
Sobór Watykański II jest oceniany bardzo różnie. Większość ludzi uważa, że był on czymś potrzebnym i pożytecznym. Niektórzy idą jednak dalej: przekonują, że modernizacja Kościoła powinna być kontynuowana i że nadszedł czas na Sobór Watykański III. Istnieją także osoby, które uznają Concilium Vaticanum II za coś absolutnie negatywnego. W ich mniemaniu, omawiane wydarzenie było błędem lub wręcz zaplanowanym aktem sabotażu. Pojawiają się głosy, według których Kościół - po Soborze Watykańskim II - nie jest już tym samym Kościołem. Zdaniem tradycjonalistów, posoborowi duchowni głoszą herezje, a nawet ośmieszają katolicyzm, np. odprawiając rockowe lub jazzowe Msze święte.
Przedsoborowi katolicy (sedewakantyści, lefebryści i inni) uważnie śledzą zmodernizowany Kościół, nagłaśniając zdarzenia i zjawiska, które - w ich opinii - byłyby nie do pomyślenia w Kościele tradycyjnym. Pewna tradycjonalistka pokazała mi autentyczne nagranie, które zarejestrowano w jednej z polskich parafii katolickich. Młodzi ludzie, zgromadzeni w świątyni, tańczą i śpiewają laicką piosenkę o zakochanym krasnoludku. Kobiecy głos, słyszalny w tle, wydaje im komendy typu “ręce do przodu”, “pupa do góry” czy “język na brodę” (sprawdź: “20 apel Koniecpol krasnoludek” - YouTube.com). Nie wiem, dlaczego, ale przywodzi mi to na myśl prowokacyjne teledyski Lady Gagi, Madonny i Mylene Farmer.
Od czasów Jana XXIII w Kościele rzymskokatolickim dzieją się rzeczy zadziwiające. Niektórzy uważają to za uczłowieczenie nieczułej instytucji, przebudzenie rozumu i wyzwolenie od średniowiecznego obskurantyzmu. Inni postrzegają to jako nędzną, może nawet wymuszoną namiastkę niezbędnych przemian. Jeszcze inni doszukują się w tym wszystkim wpływów masońskich, syjonistycznych i protestanckich. Jak jest naprawdę? Rozstrzygnięcie tego problemu pozostawiam Czytelnikom!
Natalia Julia Nowak,
17-20 marca 2013 r.