Krótka recenzja filmowa. "Mój przyjaciel...
Tytuł oryginalny: “Hachiko: A Dog’s Story”
Tytuł alternatywny: “Hachi: A Dog’s Tale”
Tytuł polski: “Mój przyjaciel Hachiko”
Reżyseria: Lasse Hallstrom
Rok produkcji: 2009
Gatunek: dramat, obyczajowy, familijny
Z Japonii do Ameryki
Amerykański film uchodzący za remake japońskiego dramatu “Hachiko monogatari” Seijiro Koyamy (oryginalną wersję dzieła opisałam w poprzedniej “krótkiej recenzji filmowej”). Przypomnę, że obraz “Hachiko…” ukazywał autentyczną historię pewnego psa. Zwierzęcia, które - dzięki swojej niezwykłej wierności - stało się niemalże japońskim bohaterem narodowym. Produkcja stworzona przez Lassego Hallstroma to próba nowego spojrzenia na losy Hachiko, ale w oderwaniu od ich pierwotnej, dalekowschodniej, przedwojennej otoczki. Szwedzki reżyser, pracujący w Hollywood, dokonał znacznej modyfikacji świata przedstawionego w opowieści. Wprowadził inny czas i miejsce akcji, pozmieniał dane i cechy postaci, poprzerabiał wiele scen oraz dodał dużo od siebie. W rezultacie, nakręcił coś, co jest jednocześnie podobne i niepodobne do filmu Koyamy. Zobaczmy, jak to wygląda…
Stany Zjednoczone Ameryki. Czasy współczesne. W jednej ze szkół podstawowych trwa właśnie lekcja, podczas której dzieci wygłaszają przemówienia na temat: “Mój bohater”. Najpierw wypowiada się jasnowłosa dziewczynka. Twierdzi ona, że jej bohaterem jest Krzysztof Kolumb, domniemany odkrywca Nowego Świata. Później do odpowiedzi zostaje wywołany brązowowłosy chłopiec. Zapisuje on na tablicy egzotyczne imię i rozpoczyna swoją przemowę intrygującymi słowami: “Hachiko był psem mojego dziadka”. Pierwsze zdanie wypowiedzi wywołuje w słuchaczach rozbawienie, ale mały mówca nie zraża się tą reakcją i kontynuuje swoją opowieść. Następuje retrospekcja. Od tej pory akcja filmu rozgrywa się w tych miejscach i czasach, o których opowiada uczeń. Japonia, lata dziewięćdziesiąte XX wieku. Starszy pan wysyła do USA pieska zamkniętego w skrzynce.
Szczeniak rasy akita jest transportowany samolotem. Potem widzimy go już na amerykańskim dworcu kolejowym: skrzynka z psem znajduje się na wózku z bagażami. W pewnym momencie pakunek spada na chodnik, a zwierzę wydostaje się na wolność i zaczyna błądzić po stacji. Przestraszonego i zdezorientowanego pieska spostrzega profesor muzyki Parker Wilson. Mężczyzna postanawia zabrać szczeniaka na krótko do domu. Wierzy, że prędzej czy później zgłosi się po niego prawowity właściciel. Nazajutrz Parker rozwiesza w wielu miejscach afisze informujące o znalezieniu psa. Prosi również o pomoc swojego japońskiego przyjaciela, który - jako jedyny w okolicy - potrafi odczytać napisy na obroży zwierzęcia i strzępkach papieru oderwanych od skrzynki. Wilson dowiaduje się, że piesek został oznaczony liczbą osiem (hachi). Wobec tego, nadaje mu imię Hachi (Hachiko).
Wieczna przyjaźń
Czas upływa, a na ogłoszenia nikt nie odpowiada. Naukowiec, który od samego początku był zauroczony szczeniakiem, przywiązuje się do niego coraz mocniej. Pies również zaczyna darzyć profesora sympatią. Ta rodząca się przyjaźń nie przypada do gustu żonie mężczyzny. Za to dorosła córka Parkera podziela uczucia ojca. W końcu pani Wilson decyduje się zaakceptować pieska i przyjąć go do rodziny. Życie toczy się dalej. Córka Wilsonów wychodzi za mąż i zachodzi w ciążę. Profesor nadal przyjaźni się z psem, ale nie rozumie, dlaczego zwierzę nie chce aportować piłki. Japoński przyjaciel tłumaczy Parkerowi, że Hachiko ma orientalną mentalność. Jeśli pies zacznie kiedyś przynosić zabawkę, to w ściśle określonym celu. Chociaż zwierzę nie bawi się w aportowanie, okazuje naukowcowi miłość w inny sposób. Codziennie rano odprowadza go na dworzec, a wieczorem wraca, by go stamtąd odebrać.
Pewnego ranka Parker, tak jak zawsze, wychodzi z domu do pracy. Mężczyzna chce, żeby piesek, zgodnie ze swoim zwyczajem, towarzyszył mu w drodze na stację. Ale Hachiko zachowuje się bardzo nietypowo. Dziwnie szczeka i próbuje zatrzymać profesora. Wilson widzi, że coś jest nie w porządku, ale tak bardzo się śpieszy, iż nie ma czasu na rozważanie tej nieprawidłowości. Ostatecznie, zwierzę zostaje na terenie posesji, a naukowiec idzie sam. Nagle Hachiko chwyta piłkę i biegnie na dworzec, żeby dać ją Parkerowi. Mężczyzna znowu jest zdumiony, tym bardziej, że dotychczas pies nie chciał aportować zabawki. Profesor uzmysławia sobie, że cała sytuacja ma jakieś drugie dno. Chociaż Hachiko robi wszystko, żeby powstrzymać Parkera przed wyjazdem do pracy, właściciel zwierzęcia decyduje się wsiąść do pociągu. Tego samego dnia naukowiec umiera. Nie jest to jednak koniec opowieści…
Jak już wspomniałam, “Mój przyjaciel Hachiko” bardzo się różni od “Hachiko monogatari”. Produkcja Seijiro Koyamy ukazywała Japonię w latach dwudziestych i trzydziestych. U Lassego Hallstroma zdecydowana większość wydarzeń rozgrywa się w Stanach Zjednoczonych w latach dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych. W wersji japońskiej główny bohater ludzki zajmował się naukami rolniczymi. W wersji amerykańskiej - szeroko pojętą muzyką. Pani profesorowa z “Hachiko monogatari” była niepracującą damą. Ta z “Mojego przyjaciela Hachiko” jest specjalistką od sztuk pięknych. Dzieło Koyamy przedstawiało córkę profesorstwa jako niedojrzałą, ciężarną nastolatkę. Dzieło Hallstroma ukazuje ją jako dorosłą kobietę, która świadomie zakłada rodzinę. W “Hachiko monogatari” właściciele pieska mieli parobka i pokojówkę. W “Moim przyjacielu Hachiko” są oni skromnymi przedstawicielami klasy średniej.
Szwed przegrywa rywalizację
Na szczęście, twórca “Mojego przyjaciela…” nie zmienił rzeczy najistotniejszych, czyli imienia, rasy i dokonań czworonożnego bohatera. Dlaczego wspomniałam o rasie? Otóż akity występują w dwóch odmianach: japońskiej (akita inu) i amerykańskiej (American akita). Gdyby japoński akita został zamieniony na amerykańskiego, byłby to już szczyt wszystkiego. Produkcja Lassego Hallstroma jest nakręcona z większym rozmachem niż dzieło Seijiro Koyamy. Widać wyższy budżet i typowo hollywoodzki sposób realizacji. Amerykańska wersja opowieści zawiera więcej dynamizmu niż japońska. Szwedzki reżyser zrezygnował z nastrojowości na rzecz szybszej akcji, krótszych ujęć, żywszych dialogów i śmielszych żartów. Niektórzy widzowie, zwłaszcza młodzi, mogą to uznać za dobre posunięcie. Inni jednak stwierdzą, że opowieść o Hachiko została odarta z niepowtarzalnego klimatu i refleksyjnego charakteru.
Wersja zachodnia nie oddziałuje na widza tak silnie jak dalekowschodnia. U Hallstroma dramatyzm i emocjonalność są bardziej powierzchowne niż u Koyamy. Poza tym, w filmie amerykańskim słabiej odczuwa się upływ czasu. Procesy, zachodzące w świecie przedstawionym, są po prostu mniej widoczne. W “Hachiko monogatari” można było wyraźnie zobaczyć, jak zmienia się ludzka passa, wygląd psa, wielkość dziecka, pora roku, a nawet atmosfera społeczno-polityczna (patrz: pojawienie się wojska na ulicy). W “Moim przyjacielu Hachiko” również zachodzą rozmaite przemiany, ale nie ma tego czegoś, co można by nazwać kontemplacją przemijania. Kolejna sprawa: ograniczenie tradycji i egzotyki w wersji hollywoodzkiej. Zamiast zadziwiającej, orientalnej kultury możemy zobaczyć stoisko z hot dogami, komputer podłączony do Internetu oraz telewizyjną transmisję meczu baseballowego.
Jedynym łącznikiem ze światem Dalekiego Wschodu jest japoński przyjaciel Parkera Wilsona. Gdyby nie on, można by było stwierdzić, że historia Hachiko została całkowicie wyrwana z kontekstu. Czy próbuję powiedzieć, że “Mój przyjaciel…” nie jest godny obejrzenia? Ależ nie! Dzieło Hallstroma - sympatyczne i wzruszające - jak najbardziej zasługuje na uwagę widza. Mój krytyczny ton bierze się stąd, że produkcja przegrywa rywalizację z japońskim pierwowzorem. Nie oznacza to jednak, że jest beznadziejna sama w sobie. Wersja amerykańska, chociaż spłycona i uproszczona, nadal stanowi poruszającą opowieść o lojalnym, kochającym czworonogu. Liczne zmiany dokonane przez Hallstroma można nawet uznać za próbę wykreowania historii alternatywnej. Odpowiadają bowiem na pytanie: “Co by było, gdyby Hachiko i jego właściciel żyli we współczesnych Stanach Zjednoczonych?”.
Polecam obejrzeć obie wersje. Ale najpierw japońską, bo to ona ma więcej wspólnego z rzeczywistością. Ta amerykańska to już półprawda rodem z dziecięcej zabawy “głuchy telefon” albo z popularnego dowcipu “W Moskwie samochody rozdają…”.
Natalia Julia Nowak,
7-14 września 2013 r.